Henry Kissinger, stuletni były sekretarz stanu Stanów Zjednoczonych odwiedził Pekin z prywatną wizytą. Kissinger odegrał kluczową rolę dyplomatyczną w normalizacji stosunków między Waszyngtonem a Pekinem w latach 70-tych, kiedy pełnił funkcję najpierw doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, a potem sekretarza stanu w administracjach prezydentów Richarda Nixona i Geralda Forda. Od tamtej pory jest hołubiony w ChRL, chociaż jego rola w całej roszadzie nie jest w cale taka oczywista – nie do końca wiemy, na ile realizował pomysł Nixona, a na ile był jego współtwórcą.
Od czasu odejścia z urzędu Kissinger prowadził biznes doradczy, a od 1982 roku firmę konsultingową Kissinger Associates, Inc. i regularnie odwiedza Chiny, gdzie spotyka się z chińskimi urzędnikami załatwiając sprawy dla swoich klientów jak Coca-Cola, Rio Tinto Group czy Lehman Brothers. W efekcie Kissinger i jego wspólnicy są przede wszystkim zainteresowani kontynuowaniem biznesu as usual, ponieważ zarabiają i to bardzo dobrze, jako pośrednicy między wielkim biznesem a chińskimi biurokratami. Sam Kissinger stał się też celebrytą na wynajem. W lipcu 2011 roku gościł na zaproszenie Bo Xilai na koncercie pieśni rewolucyjnych zorganizowanym na stadionie w Chongqing. Był tam chyba najlepiej opłacanym „artystą.”
Teraz pojawiły się dosyć naiwne głosy, że przyjechał do Pekinu z misją w imieniu administracji, ale to czyste wymysły. Amerykańska ambasada w ostatniej chwili zorganizowała spotkanie, aby nie zrobić wrażenia, że została ograna przez Chińczyków. Jednak przebieg wizyty wskazuje, że to Pekin sprowadził Kissingera dla własnych potrzeb.
Kissinger spotkał się w Pekinie w pierwszej kolejności z ministrem obrony Li Shangfu, który jest objęty amerykańskimi sankcjami. Dzięki czemu minister mógł powtórzyć narrację Pekinu w czasie spotkania, które przyciągnęło uwagę mediów: „Zawsze byliśmy zaangażowani w budowanie stabilnych, przewidywalnych i konstruktywnych stosunków chińsko-amerykańskich i mamy nadzieję, że Stany Zjednoczone będą współpracować z Chinami w celu wdrożenia konsensusu głów obydwu państw i wspólnie promować zdrowy i stabilny rozwój stosunków między obiema armiami”. Kissinger też udowodnił, że mimo stu lat, wie za co mu płacą, odpowiadając: „Stany Zjednoczone i Chiny powinny wyeliminować nieporozumienia, pokojowo współistnieć i unikać konfrontacji. Historia i praktyka nieustannie udowadniają, że ani Stany Zjednoczone, ani Chiny nie mogą sobie pozwolić na traktowanie drugiej strony jako przeciwnika”.
Reszta show też odbyła się zgodnie ze scenariuszem Pekinu. Kissinger spotkał się z Wang Yi, a na końcu został ciepło przyjęty przez Xi Jinping, który powiedział Kissingerowi, że „Chińczycy nigdy nie zapominają o swoich starych przyjaciołach, a stosunki chińsko-amerykańskie zawsze będą związane z nazwiskiem Henry’ego Kissingera.” Cytowany przez chińską telewizję CCTV Kissinger miał odpowiedzieć, że „relacje między naszymi dwoma państwami są kwestią pokoju na świecie i postępu ludzkiej społeczności.” Ciekawe, czy faktycznie użył tej partyjnej nowomowy…
Dzięki Kissingerowi Pekin mógł upokorzyć obecnych przedstawicieli administracji odwiedzających Pekin – ostatnio po sekretarzu stanu Antonym Blinkenienie, była w Pekinie sekretarz skarbu Janet Yellen, a równocześnie z Kissingerem John Kerry specjały wysłannik prezydenta ds. klimatu. Żadne z nich nie było przyjęte z taką pompą. Przede wszystkim jednak Pekin chce pokazać własnemu społeczeństwu, że ma na świecie wielu przyjaciół, że trudne relacje ze Stanami Zjednoczonymi są przejściowe i prędzej czy później Amerykanie pójdą po rozum do głowy. A kiedy ktoś taki jak Kissinger mówi, że wzrost i sukces ChRL jest nieunikniony, to tak musi być.
